Forum Wszystko dotyczące gothica Strona Główna Wszystko dotyczące gothica
Wszystko dotyczące gothica I II III
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

HISTORIE GOTHIC
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wszystko dotyczące gothica Strona Główna -> GOTHIC
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:23, 04 Kwi 2009    Temat postu: HISTORIE GOTHIC

Opowiadamy Historie. Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:31, 04 Kwi 2009    Temat postu:

HISTORIA POD TYTUŁEM: Gothic walka o Korinis.
Pewnego słonecznego dnia:
-Xardasie! Xardasie! Mam pilną wiadomość od Lorda Hagena.
-Co to za wiadomość?
-Atak na Korinis będzie już za 3 dni.
-A niech to! Muszę pomóc oddziałowi Palladynów.I Hagenowi...
-Dobrze przekaże im.
Tymczasem w Korinis:
-Lordzie Hagen pierwszy patrol poszedł do Górniczej Doliny.
-Dobrze.Wszystko idzie zgodnie z planem.
-Niestety polegli wszyscy nim weszli do przełęczy.
-Co!? Jak to się stało!?
-Nie wiemy.
-To pewnie znak że Orkowie są już blisko.
-Co robimy Lordzie?
-Wyślij Bezimiennego na walkę.
-Tak jest!
Tymczasem u Króla Orków:
-Mój zastępco czy nasza Armia przejęła już pobliskie tereny?
-Tak panie.
-Dobrze.Wyślij armie po lesie.
-Tak jest.
W Korinis:
-Lordzie Hagenie mam pilną wiadomość od Xardasa!!!
-Jaka to wiadomość?
-Xardas ma plan.
-Dobrze.
-Spotkacie się u niego w wieży.
-Niech będzie.
CIĄG DALSZY NASTĄPI!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:44, 04 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic walka o Korinis Cz.2
W wieży Xardasa:
-Xardasie gdzie jesteś!?Xardasie!?
-Tu Hagen.Tu na górze.
-Xardasie jaki masz plan?
-Hahahaha! Myślałeś że pozwolę ci dalej panować nad Korinis?
(Xardas złapał czarną mocą Hagena za gardło.)
-Myślałem że się zmieniłeś!!!
-Nie zmieniłem. Teraz jestem już całkowicie oddany Beliarowi.
-Miałem nadzieje że ty... Że ty... Się zmieniłeś.
-Jak widać nie. HAHA!
-LORDZIE HAGENIE!!! LORDZIE HAGENIE!!!
-Jestem tu na górze szybko!!!
(Xardas zniknął w płomieniach i puścił Hagena.)
-Lordzie Hagenie co ci się stało?
-Ach nic. Xardas znów jest na drodze Beliara.
-Wiemy. Paladyni już przygotowują się do ataku.
-To dobrze.
Tymczasem u Bezimiennego:
-Gdzieś ci Orkowie muszą być.
-Atak!!!!
(Nagle z lasu zaczeli wypadać orkowie.)
-A masz ty przeklęta bestio!
(W lesie Bezimienny zobaczył jakieś światło...)
-Co to?
-To ja Innos najświętszy...
(Bezimienny klęknął.)
-Wstań mój rycerzu.
-Panie o ty tu robisz?
-Przyszedłem sprać Beliarowi tyłek.
-Acha...
-Powiedz Hagenowi że atak nastąpi już za 1 dzień.
-Dobrze. Coś jeszcze?
-Tak. Proszę oto zbroja Paladyna. I jeszcze miecz Innosa.
-Dziękuje.
-Powiedz Hagenowi że oddziały mają się z Korinis nie ruszać.
-Dobrze.
CIĄG DALSZY NASTĄPI!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:00, 05 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic walka o Korinis Cz.3
Bezimienny biegł do Korinis gdy zobaczył Orka:
-O rany! To Paladyn.
-Orku poczekaj.
-Czego chcesz!?
-Proszę oto wiadomość do waszego przywódcy.
-Dzięki.
-Dobra śpieszę się.
Tymczasem w Korinis:
-Oddziały! Przygotować broń!
-Tak jest!!!
-Stać! Stać!
-Bezimienny o ty tu robisz?
-Oddziały mają zostać w mieście!
-Nie posłucham się ciebie bo dostałem rozkaz.
-A mi powiedział Innos że atak za 1 dzień.
-Więc dobrze. Wojska zostają.
W porcie:
-Gorn,Lares,Lester,Milten,Diego za mną!
-Gdzie idziemy?
-Do przełęczy bronić ją przed atakiem.
-Dobra.
Po długiej wyprawie:
-Dobra jesteśmy. Przygotować się.
-Wszyscy pod bramę do przełęczy już!
-Tak jest Bezi.
-Bezimienny Bezimienny!
-Co znowu na Paladyna?
-Oddziały najemników też tu idą.
-Dobrze. Zasilą nasze wojska.
W jamie czarnego Trolla:
-Witam cię Xardasie.
-Cześć Agr-Ushack.
-Wypuszczamy Trolle na Korinis?
-Pewnie Agr.
-Wypuszczać Trolle!!!
Tymczasem w Przełęczy:
-Stać Orkowie!
-Coś tu za cicho...
-Myślałem że Paladyni będą w bramie.
-AAA! AAAAAA! AAAA!
-A niech to! Wyskakują z lasu i są jeszcze na skałach!
-Do broni!!!
CIĄG DALSZY NIE NASTĄPI!
Domyślcie się co będzie dalej.
Wykonał: DragonRed
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE.
CHCESZ ZROBIĆ O TYM FILMIK PISZ NA PW.
CHCESZ ZROBIĆ PRZERÓBKĘ PISZ NA PW.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DragonRed dnia Sob 14:54, 18 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 20:06, 11 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic I

Rozdział 1: Witamy w Kolonii Najaranej!

Po wojnie orków z ludźmi magnata Gomeza do kolonii dostało się wielu skazańców (nie wiadomo zresztą, dlaczego i skąd). Wrzucano ich po kolei za barierę, czyli ogromną półkulę stworzoną przez dziurę ozonową. Jeden z nich, zwany PomagającympóźniejnajemnikomiwieluinnymludziomwrazzeświramizsektyisamymGomezem (zbyt długie imię, dlatego będę go nazywał po prostu Bezimienny), podczas czytania wyroku przez sędziego prawie usypiał. Nagle zjawił się ni stąd ni z owąd Xardas.
- Głupcze! Leniu patentowany! Ja tu czekam na Oko Innosa i Szpon Beliara a ty... a ty... jeszcze nie zacząłeś gry!
- Dokładnie! Nawet (jak zapewne zauważyłeś, bystrzaku) nie zostałem zrzucony za barierę! A poza tym to jest początek Gothic''a 1 a Oko Innosa zdobywam pod koniec Gothic''a 2, nie mówiąc już o Szponie Beliara z końca Nocy Kruka! - wycedził przez zęby Bezimienny
- Aha! Jeśli to prawda, spotkamy się w mojej wieży za kilka dni.
Po czym, zamiast jasnego promienia, którym pojawia się przy teleportowaniu, buchnęły kłęby czarnego dymu i Xardas spadł za barierę.
- Co za idiota! - pomyślał sobie Bezimienny i zakrztusił się dymem, po czym również wpadł za barierę.
Ale nie zleciał na sam dół - upadł na jakieś małe wzniesienie. Stamtąd widział Xardasa, któremu najemnik o imieniu Butch dał właśnie mocnego kopa.
- Zostawcie mnie! - krzyknął - Jestem Xardas Nekromanta!
- Aha. Diego! Cofnij się, to jakiś Sardas a nie... no, mniejsza z jego imieniem! Ty jeszcze nie wchodzisz.
- Och! - powiedział wyraźnie zawiedziony Diego i cofnął się.
Wtedy Bezimienny wstał i szedł powoli (żeby nie wpaść do wody) w kierunku drzwi z napisem EXIT. Nagle za nim pojawił się Xardas i potykając się o kamień wpadł na niego, przez co obaj wpadli do wody.
- To Bezimienny! Jemu mamy dać kopa! - powiedział Butch i kopnął Xardasa mocno w twarz.
- AAAAAAA!!! - wrzasnął z bólu Xardas
- To nie ten matole! To ten obok! - rzekł stojący obok niego Torlof.
- Aha! - po czym kopnął z całej siły Bezimiennego.
- Ała! - krzyknął Bezimienny.
"Nagle" przyszedł Diego.
- No już! Rozejść się!!! - i mówiąc dalej (cały czas szedł) pośliznął się na chrząszczu, przez co on i najemnicy wpadli do wody.
Butch wstał pierwszy i wyruszył w drogę do Nowego Obozu, bo nie chciał pracować z dałnami. Kiedy wszedł za górę coś walnęło, wszyscy usłyszeli głuchy jęk, i walenie ciężkiego pancerza o ziemię. Wtem zza góry wyturlał się Butch i wpadł do wody. Chcąc zobaczyć co się stało, Diego rzucił z całej siły kamieniem w kierunku, gdzie usłyszeli walnięcie, ale niestety - chybił. Trafił w Butcha, który znów był w pozycji stojącej i teraz wpadł przez siłę uderzenia kamienia na Torlofa, przez co obaj przewrócili się w wodę. W tych zamieszkach Bezimienny poszedł w stronę Starego Obozu. Po drodze spotkał ścierwojada, którego zabił (nie pytajcie w jaki sposób, a jeśli musicie wiedzieć - zagryzł go), zjadł i z jego dzioba, pazurów i zębów (?) zrobił pancerz (tyle, że zamiast młotka użył kości po mięsie). Ruszył dalej w stronę Obozu, a za sobą ciągle słyszał chlupanie wody i krzyki. Zobaczył jakąś bramę a na nich dwóch ludzi w lśniących, rubinowo-czerwono-srebrno-siwo-biało-czarno-fioletowo-burych zbrojach, którzy siedzieli przy stole, palili skręty, grali w Makao dwiema kartami (dwójką i dżokerem) i jechali ryżówką na sto metrów. Nawet nie zauważyli, jak Bezimienny wszedł do nich na górę, okradł skrzynię i poszedł dalej do Starego Obozu. Po drodze zauważył obrzygany kilof, który śmierdział na kilometr moczem. Wytarł go o trawę, umył w swoich własnych ślinach Razz i zebrał rosnące wokoło jagody-bardzo-trujące. Dalej na prawo zauważył dwóch schlanych najemników, Draxa i gościa, którego trudno poznać po zabłoconej i umazanej gnojem twarzy. Prosili o piwo, w zamian za nauczenie oprawiania zwierzyny. Dał im więc piwo, które dostał od sędziego (nie wiadomo dlaczego) jeszcze przed wrzuceniem za barierę. Obok nich znalazł zardzewiały, krótki i wyszczerbiony miecz, który wziął i włożył za pas. Był już przy bramie, ale strażnicy nie chcieli go wpuścić, bo śmierdział. Poradzili mu, by poszedł od bramy na wschód (nasz bohater nie zna kierunków) a dotrze do Obozu Sekty. Poszedł więc na chybił trafił, a traf chciał, że poszedł w zupełnie innym kierunku. Po wielu dniach tułaczki, pokrwawiony, głodny i spragniony zauważył dwóch ludzi stojących przy bramie. Nie chcieli go, tak jak w Starym Obozie wpuścić do środka, bo był cały w kawałkach ścierwojada (mówili o jego pięknej, wspaniałej zbroi). Poradzili mu, by poszedł w stronę Starego Obozu, potem jeszcze dwa razy tyle do przodu, plus dwadzieścia kilometrów w lewo, a na pewno dojdzie do Sekciarzy.
- Eee... dzięki... - wykrzsztusił załamany Bezimienny Udał się w stronę, którą pokazał mu człowiek śmierdzący tanim alkoholem. Po około miesiącu doszedł na górę, z której widział Obóz Sekty. Miał tylko jeden problem - jedyną drogą do niego był wodospad. Kiedy już miał skoczyć, pojawił się Xardas.
- Kiedy będziesz w mojej wieży? - spytał wyraźnie zniecierpliwiony.
- Ale ja jeszcze nie dołączyłem do żadnego obozu!
- Och! To co ty robiłeś przez cały ten czas?
- Mniejsza z tym. Dobrze, że mnie zatrzymałeś, bo już miałem wskoczyć w ten wodospad. - powiedział Bezimienny
- Aha. Dobra, trzymaj się, czekam cały czas.
I znowu Xardas zamiast się teleportować wywołał przypadkowo kłęby czarnego dymu. Nasz bohater znów się zakrzsztusił i znów wpadł na dół, tyle że nie za barierę, a do wodospadu. Xardas krzyknął tylko słowa przeprosin, a Bezimienny zaciskając zęby i oczy, płynął szybko z nurtem. Nagle poczuł, że uderza z całej siły głową o coś twardego, co okazało się butem Strażnika Świątynnego. Stracił przytomność.

Otworzył oczy i leżał na brzegu. Nad nim stał jakiś facet z pomazaną twarzą, zgolony na łyso, a obok niego ktoś ścinał kilofem drzewo. Wstał i to co zobaczył, było co najmniej dziwne - znajdował się na jakimś placu, gdzie ludzie z takimi rysunkami na twarzy oddawali cześć jakiemuś chyba guru, który też miał pomazaną twarz. Na przeciwko niego była świątynia, a zewsząd dochodził zapach palonych skrętów. I dopiero teraz domyślił się, że jest w obozie sekty. Nagle wszyscy ludzie, i w zbrojach, i szatach, i w przepaskach przyszli przed podwyższenie przyświątynne. Tam wyszedł jakiś facet w zbroi magnata.
- Musimy przejąć Wolną Kopalnię, bo... co się tak gapicie na mnie?
- Jesteś w Obozie Sekty, synu - powiedział jeden z Guru
- CO TY POWIEDZIAŁEŚ?! SYNU?!!! JA CI ZARAZ DAM SYNA! - i rzucił się na Guru z pięściami.
Trwała walka, którą przerwał Y''berion, zamierzający przyzwać Śniącego. Jak ją zakończył? Wyjął z kieszeni kamień i rzucił w Guru.
- Ups! - powiedział, bo chciał trafić magnata, ale miał problemy ze wzrokiem.
Wszyscy podczas walki krzyczeli "tak, pokaż mu!", ale nie wiadomo, do kogo to konkretnie było. Tak więc magnat wrzeszcząc i wymachując rękami zaczął uciekać na bagno, by zabić zbieraczy bagiennego ziela. Udało by mu się to, gdyby koleś z kilofem nie ściął drzewa, i gdyby to drzewo nie runęło wprost na magnata. Tak więc leżał przygnieciony, a wracający zbieracze szli po drzewie, bo myśleli, że to jest jakiś most. Ale wracając do Y''beriona i ludu - Y''berion właśnie zaczął wypowiadać słowa przywołania, gdy tuż za nim pojawił się Xardas.
- WRRRRR!!! Już ja powiem temu Saturasowi, co myślę o jego żartach w stylu dania nieprawidłowego teleportu. Miał mnie przenieść do Magów Ognia a nie do Sekty! - krzyczał i nagle buchnęły kłęby czarnego dymu. Y''berion spadł z podwyższenia, po drodze mając wizję orka. I leżał martwy oraz połamany, a wszyscy wrócili do swoich codziennych zajęć. I tak przyszedł Cor Kalom, który, najarany, objął stanowisko Y''beriona. Od razu mianował naszego bohatera Strażnikiem Świątynnym i dał "Bardzo, Bardzo, Ale Tak Naprawdę Bardzo Mocno Ciężką Zbroję Strażnika Świątynnego". Ale nasz bohater i tak nosił potem zbroję ze ścierwojada.

Rozdział 2: Wielkie skręty

Wreszcie Bezimienny mógł dostarczyć list arcymistrzowi arcymistrzów mistrzów szefa szefów magów arcymagów magów ognia (AAMSSMAMO). Ale zaraz... sędzia nie dał mu tego pisma!!! Nagle coś wyrwało go z zamyślenia, a konkretnie kamień wycelowany w jego głowę. Już miał odwrócić się i głośno zaklnąć, ale zauważył, że do kamienia jest przymocowany zwitek papieru. Miał pieczęć i napis NIE OTWIERAĆ, lecz było za późno - Bezimienny otworzył list, który zawierał taką oto treść:

"Od Lorda Hagena
Drogi AAMSSMAMO! Mam pytanie - czemu nie dostarczacie mi ziela?! Ja też lubię zajarać mimo, iż jestem wybrańcem Innosa! Przyślijcie mi dostawę do Khorinis, bo jak nie, to wyślę tam oddział moich sraladynów, którzy zabiorą wam nie tylko wszystkie skręty, ale też dym z nich, przez co zginiecie, bo bez fajek nie ma życia!
Z poważanie Hagen"
I tak nasz bohater, po długich i krętych, krótkich i prostych ścieżkach, wypalenia około stu tuzinów skrętów (1000), doszedł do Starego Obozu, ale za nim podszedł do strażników bramy, porządnie się wymył w strumieniu. Czysty i świeży podszedł do ludzi Gomeza.
- (wąchanie) (wąchanie) hmm... A więc wreszcie się umyłeś, brudasie! Możesz wejść, ale dasz mi łapówkę!
- Ile? - spytał się lekceważąco Bezimienny
- 0,000000000001 bryłki rudy.
- Dobrze!
I oddał strażnikowi mikroskopijny kawałek bryłki rudy. Ten ostatni tak się podniecił, że ma kawałek bryłki rudy, aż się posikał w zbroję. Na Innosa!!! Jak to śmierdziało!!! Ale nie zważając na odór dolatujący z dolnej części pancerza wszedł do obozu i... zwaliły się tekstury. Bezimienny szybko włączył więc opcje grafiki i popoprawiał tekstury, a przy okazji zapisał grę. Tak więc w normalnym już świecie wszedł do zamku, nie zważając na Thorusa, który gonił go z mieczem za brak pozwolenia na wejście. Ale był to dla owego strażnika pechowy dzień, bo przed nim nagle pojawił się Xardas, a on tak się przestraszył, że się przewrócił i nadział na swój własny miecz.
- To nie moja wina! - powiedział Xardas i... jak zwykle - buchnęły kłęby czarnego dymu, wszyscy się poprzewracali a Xardas odleciał w górę, po czym spadł na ziemię i się teleportował. Bezimienny wszedł już do zamku, przekonał Kruka, że da mu kasę na Szpon Beliara i wreszcie dostał pozwolenie na zobaczenie Gomeza. Gomez zniecierpliwony, tłusty jak nieodtłuszczany bekon, śmierdzący kiełbasą i czosnkiem na kilometr spytał się kwikiem naszego bohatera:
- Kim jesteś?
- Strażnikiem świątynnym.
- (zachrumkanie) (ugryzienie kawała kiełbasy) (głośne przełknięcie) (beknięcie) a więc przynosisz mi ziele?
- Tak!
Gomez chciał wstać do Bezimiennego osobiście odebrać dostawę, ale zaklinował się, bo wały tłuszczu utknęły między jego cielskiem a tronem. Kruk od razu zawołał Szakala i Skipa, którzy, jakby to robili codziennie przyszli z taczkami i łopatami. To, co Bezimienny zobaczył przerosło najśmielsze oczekiwania - Kruk, Szakal i Skip stękający z wysiłku włożyli łopaty pod potężny zad Gomeza i zaczęli próby podnoszenia go. Niestety, to nic nie dało, opróćz złamania 8 łopat. Poprosili Diego o pomoc, bo był najsilniejszy z nich wszystkich. Próbował zrobić to sprytnym sposobem - wziął wszystkie łopaty, popodkładał je pod dupsko króla i położył na nich ogromny głaz, co się skończyło ich połamaniem oraz dziurą w podłodze. Gomez oznajmił im, że jest głodny. Oni, prawie płacząc z załamania podali mu 16 pęt kiełbasy. Jedząc szybko, co chwilę bekając i puszczając bąki powiedział, żeby mu teraz nie wkładali łopat pod dupę, bo to go rozprasza. Diego, choć najtwardszy z nich wszystkich zaczął płakał z rozpaczy. Reszta patrząc, jak Gomez wsuwa pęta kiełbasy też nie wytrzymali, i łzy kapały gęsto po ich policzkach. Natomiast nasz bohater leżał na podłodze, zwijając się ze śmiechu, a skrętu kiszek doznał, gdy spotkał się ze zdziwionym, świnim spojrzeniem króla, który miał gębę pełną kiełbachy. Kiedy zjadł wszystkie 16 pęt, jego wały dosłownie się teraz przelewały przez oparcie tronu. Wcale to nie ułatwiło podniesienia go z fotela. Tak więc nasz bohater wpadł na pomysł: podszedł do Gomeza, pokazał mu skręta i rzucił na koniec sali, w której przebywali. Gomez rozszerzył oczy, jak małe dziecko widzące batona lub lizaka, coś walnęło, coś trzasnęło i nasz chudziutki, piękny Gomez (wraz z tronem) "pobiegł" po skręta. Przy próbie schylenia przewrócił się na plecy. Bezimiennemu znudziło się już to przedstawienie, więc położył paczkę na stole i ruszył w świat, w dalsze przygody. Ni z gruchy, ni z pietruchy pojawił się na ekranie napis "Nowy wpis w dzienniku". Nasz bohater szybko otworzył swój "pamiętnik" i zobaczył w dziale misje "co na bagnie". Jak się okazało, Gomez miał mu powiedzieć, że ma pójść na bagna i zdobyć dla niego Mroki Północy. Tak więc, Bezimienny zdobył ze skrzyni Gomeza bajer "Teleport do Bractwa Śniącego" i go użył. Po chwili był na placu świątynnym, a na prawo od niego znowu ścinane było drzewo, magnat darł się przygnieciony a ciało Y''beriona jak leżało, tak leży. Tak więc okradł Y''beriona (runa Piwokineza, wymagany 145 krąg magii, którego może nauczyć tylko Baal Naćpaan, a że ciągle jest naćpany, trudno się z nim dogadać, ale Bezimiennego Innos chyba pobłogosławił, bo wielki guru nauczył go nawet 146 kręgu magii). Teraz znając czar Piwokineza, mając w kieszeni 158971 bryłek rudy, stary, wyszczerbiony miecz, smierdzący rzygami kilof i kilka skrętów bez strachu poszedł na bagna. Wtem z wody na bagnie wyszedł Cor Angar (nauczyciel, jak palić skręty żeby starczyły na dłużej niż pół minuty) i oznajmił, że miał wizję Śniącego. Coś błysnęło i Cor Angar przemienił się w krwiożerczego, morderczego, żądnego mózgów, śmiercionośnego, strasznego chrząszcza, którego jeden ze zbieraczy przypadkiem rozgniótł nogą. Z powodu śmierci Cor Angara wszystkie błotne węże (też naćpane) zaatakowały. I kiedy sytuacja wydawała się bez wyjścia, kiedy nasz bohater był otoczony przez najarane potwory, pojawił się Xardas.
- A niech to! To znowu nie ten teleport! Spadam stąd!
- Nie, błagam! - krzyczał Bezimienny mając dość czarnych kłębów dymu, które zaraz potem się pojawiły i wyleczyły najarane węże. Nareszcie dochodzące do siebie stwory dały spokój Bezimiennemu. Nasz bohater wróciwszy na plac świątynny został zawołany przez Cor Kaloma, który powiedział, że musi odnaleźć Focus Stone''a. Tak więc Bezimienny mając mapę, na której zaznaczony jest ten "Fokus Stołn" poszedł go szukać. Przeszedł za górę, a tam zobaczył leżących, naćpanych nowicjuszy. Jeden z nich, najlżej najarany wymachiwał Focus Stonem. Zaraz potem go rzucił do Bezimiennego, a sam zatoczył się i wpadł w przepaść. Bezimienny, uradowany wrócił do Cor Kaloma i dał mu Fokusa.
- No, no, no, no, no, no, no! Tego bym się po tobie (HEP!) nie spodziewał! - powiedział naćpanym głosem i rozkazał bohaterowi dostarczyć mu składników do jakiejś tam "ryżówki z pełzaczy", na którą odkrył przepis. Składniki, czyli jajka pełzaczy (bez mylnych skojarzeń!!!) znajdowały się w bardzo starej kopalni, gdzie pracują tylko żule, lumpy i menele. Wszedł tam i pierwszym odruchem był odruch wymiotny, bo poczuł zapach płynący z wnętrza kopalni - zapach dymu ze skrętów zmieszany ze smrodem taniego wina. Nagle z góry skoczył na Bezimiennego owłosiony dziad w sweterku z kilofem, i byłby go zabił, gdyby nie wyczuł obecności skrętów na dole, gdzież zaraz skoczył. I leciał, i leciał, i leciał... i spadł. I się zabił. Nasz bohater zagryzł na śmierć kilka pełzaczy, zabrał ich jaja i uciekł do Cor Kaloma, który mianował go Y''berionem. Właśnie wpadł na pomysł, żeby przywołać Śniącego. Więc weszli (Bezimienny i Cor Kalom) na podwyższenie świątyni i czekali, aż wszyscy się zejdą.
- Coś dawno Xardasa nie było! - pomyślał sobie Bezimienny.
Po jakichś pięciu minutach wszyscy byli, a Cor Kalom zawołał - "PRZEBUDŹ SIĘ, ŚNIĄCY!!!". Coś błysnęło i pojawił się Xardas (a któżby inny).
- Przepraszam najmocniej! Nie chciałem! - przepraszał.
Buchnęły kłęby czarnego dymu i Cor Kalom wraz z Bezimiennym spadli z podestu. Cor Kalom zginął, a Diego objął dowództwo nad obozem Sekty.

Rozdział 3: Kto zabił Baal Lukiera?

Jak się okazało, Śniący to demon, mający setki skrętów, które schował gdzieś na terytorium orków. Wszyscy nowicjusze zrobili składkę (ze skrętów oczywiście), aby nasz bohater poszedł po odpowiedź do miasta debili. Zgodził się, lecz opłata wynosić musiała 4,88 bryłki rudy z VAT. Tym razem Diego dał mu nawet dziesięć bryłek rudy. Tak więc Bezimienny ruszył na poszukiwania miasta orków.
- Ale gdzie ono leży? Jak się tam dostanę? Na Innosa! Muszę teraz wracać do obozu po mapę! - gotował się ze złości Bezimienny.
Wzdychając, ruszył w drogę powrotną do obozu. Doszedł po jakiejś godzinie, a że był głodny jak Gomez poprosił o coś do jedzenia. Dostał chleb, szynkę, wodę i 8 skrętów. Chleb i szynkę połknął w sekundzie, wodę też, a skręty wypalił w pół sekundy. Poszedł więc do Y''beriona po mapę, ale okazało się, że ma ją Cor Kalom, który nie żyje. Znalazł ją w kieszeni Baal Podjaara, leżącego (najaranego rzecz jasna) na podeście przy bramie. Teraz, mając mapę, dostał się na terytorium orków. W środku świątyni (obskórnego, wielkiego, śmierdzącego namiotu) zobaczyłem jakiegoś Guru, którego orki okładały z toporów. Postanowiłem mu pomóc, ale coś błysnęło i pojawił się Xardas.
- Wreszcie tu jesteś! Czekałem na ciebie! Musimy pokonać Śniącego! - wołał do Bezimiennego
- Ale ja jeszcze nie pomogłem temu Baal Lukierowi w walce!
- Och... czyli że... Przepraszam jeszcze raz! - rzekł speszony Xardas
- Aha, mam do ciebie prośbę! Czy mógłbyś raz nie wywołać czarnych kłę... - nie skończył, bo Xardas wywołał właśnie czarne kłęby dymu, i wywaliło orków w powietrze.
- KSHABANNAK! Co się stać tu? - spytał się jeden z nich, wisząc na suficie
- RABSHANNUK! Nie wiedzieć, ale ja czuć skręt i chcieć zapalić! - powiedział inny, leżący na ziemi
- KSHOBORRON! NEORABSHANNARK! - zaklnął inny i... spadł, wprost na Xardasa, który tak się wkurzył, że wywołał gigantyczne kłęby czarnego dymu, co odrzuciło orka do góry. Bezimienny znudzony obserwował całe to zajście, i podszedł do najaranego Baal Lukiera. Porozmawiali chwilę i jeśli Bezimienny dobrze zrozumiał bełkot Guru, to owy Baal dowiedział się, jak obudzić demona, który zowie się Śniącym.
- To jak, idziemy? - powiedział Bezimienny do Baala
- Eee... tak, ale najpierw muszę se zajarać - powiedział naćpanym głosem i już sięgał po skręta, gdy Indiana Jones wytrącił mu go z ręki batem.
- Nigdy nie zabierzesz świętego Graala! Zaraz, zaraz... Gdzie ja w ogóle jestem? - spytał się zdziwiony Indiana Jones
- W Gothicu jedynce - odpowiedział mu Bezimienny
- Och! Przepraszam za tą pomyłkę! Już sobie idę. - rzekł Indiana
Strzelił batem, który przyczepił się do jakiegoś kamienia na zewnątrz. Zagrała znajoma muzyczka i Indiana walnął w ścianę.
- Ał!!! To boli! - powiedział tonem odkrywcy
- Fakt... - pomyślał nasz doświadczony bohater
- Teraz nie popełnię tego błędu! - wrzasnął Indiana i wywołał lawinę dachu. Bezimienny i Baal Lukier uciekli do pobliskiej krypty ze zdechłymi szkieletami, a Indiana Jones wyskoczył przez okno i spadł w przepaść. Po chwili lawina ustała a nasi bohaterowie wyszli ze swego schronienia, mając dość do końca życia zapachu rozkładającego się ciała (zalatującego skrętami, rzecz jasna).
- Idziemy w prawy korytarz! - zarządził Guru
Tak więc, co chwilę zatrzymując się, aby Baal Lukier mógł zajarać, doszli do jakiegoś pomieszczenia, gdzie leżały zwłoki śmierdzące dziwnymi skrętami.
- Nie... nie możliwe! - wydusił z siebie Guru
- CO: nie możliwe? - spytał się zaciekawiony Bezimienny
- To zapach Czarnego Experta! Od lat już go nie produkują! - powiedział i wpadł w szał. Po jakichś 5 minutach latania i wrzeszczenia zabił się, trafiając w ścianę.
- Cóż za debil! - powiedział Bezimienny i podszedł bliżej cuchnących zwłok. Nagle poczuł się tak naćpany, jak jeszcze nigdy nie był. Położył się obok ciała, przytulił się do niego i zasnął.

Kiedy się obudził, był w jakiejś wieży, a Xardas zaczął mówić:
- Nareszcie cię wskrzesiłem! Leżałeś około miesiąc pod gruzami Świątyni Śniącego. Niedaleko od nas znajduje się miasto Khorinis i...
Teraz nasz bohater załapał, o co chodzi.
- Ty pajacu! Ja spałem, jeszcze nawet magowie ognia nie zostali wyrżnięci przez ludzi Gomeza a ty już mnie wskrzeszasz? A tak poza tym, to nie ta część! - krzyczał Bezimienny na nekromantę
- Spokojnie! Gościu, po co się wściekać! Już cię odsyłam - powiedział Xardas
- A może lepiej sam pójdę? - spytał się nasz bohater wiedząc, czym się przeważnie kończy czarowanie Xardasa.
I nie mylił się - buchnęły kłęby czarnego dymu i Xardas wzleciał w górę, waląc głową o sufit. Spadł nieprzytomny na ziemię.
- Ech... bez komentarza - pomyślał Bezimienny
Przeszukał Xardasa i znalazł runę "Teleport do Gothica I". Użył jej i znalazł się obok ciała zalatującego skrętami. Odruchowo zatkał nos i ruszył do wyjścia. Wypił piwo, które zgubił Indiana Jones, po czym teleportował się do Obozu Sekty. Poszedł streścić całą sytuację Diego. Jak się okazało, całkowicie najarany Diego wraz z nowicjuszami poszli ożywić Śniącego. Bezimienny poszedł do siedziby szefa Sekciarzy i zabrał z jego skrzyni Focus Stone''a oraz księgę, której nie przeczytał (bo nie umiał). Ruszył w stronę Nowego Obozu. Po drodze zobaczył kolejny obrzygany kilof, ale tym razem zostawił go tam, gdzie leżał. Miał bowiem dosyć wszelkich smrodów. Po dniu doszedł do bramy, przy której stali najemnicy, o dziwo NIE NAJARANI. Powiedzieli mu, żeby uważał na ludzi w karczmie, bo jak się schlają, to potrafią zrobić wszystko, włącznie z chodzeniem po ścianach. Bezimienny po raz pierwszy wszedł do Nowiutkiego Obozu i nie mogąc się powstrzymać, po przejściu przez most polazł do pijalni. To, co zobaczył, było co najmniej dziwne - ludzie bujający się jak małpy na suficie, inni spali na stołach a jeszcze inni Wbijali miecze w ścianę, po czym się dziecinnie śmiali. Bezimienny zdziwił się jeszcze bardziej, gdy zobaczył jakiegoś Guru z sekty NIE NAĆPANEGO I NIE ZALATUJĄCEGO SKRĘTAMI. Zapytał się go, co tu się dzieje, a on odpowiedział:
- Była dostawa wina, i ludzie oszaleli ze szczęścia.
Niewiele mu to pomogło, więc podszedł do barmana, na oko trzeźwego, więc się zapytał:
- Gdzie znajdę magów wody?
- Bugllugbgulblulgblgglulblg! - zabełkotał barman, beknął i runął głową na blat. Po chwili zaczął głośno chrapać.
Nie mając innego wyjścia Bezimienny wyszedł z "domu pomocy społecznej" i poszedł "na miasto". Od razu zobaczył wielki kopiec rudy, na którym ktoś spał. Jeszcze dziwniejsze było, że ten kopiec leżał na dachu jednej z chat. Podszedł bliżej i... pojawił się Xardas.
- TAAAAKKK!!!! WRESZCIE TELEPORT BYŁ DOBRY!!!! - krzyczał radośnie
- Xardasie! Opamiętaj się! - odwrzasnął Bezimienny
- Masz rację. Kiedy będziesz w mojej wieży?! - zapytał się nekromanta
- Nie mam pojęcia.
- Och... - odrzekł wyraźnie rozżalony Xardas i kiedy niebezpiecznie zaczęło się kopcić, spadł na niego ogromny meteoryt, który wstrząsnął całym królestwem Myrtany.
- Co TO jest? - spytali się w tym samym wszyscy najemnicy, szkodnicy, bandyci, nowicjusze, magowie ognia i wody, Guru, magnaci, szkodnicy, farmerzy, cienie, zbieracze ryżu, strażnicy świątynni, myśliwi oraz nekromanci (Xardas). Wtem meteoryt z Xardasem odleciał w górę, a dziura, którą zrobił automatycznie się wypełniła mocno już sfermentowanym dymem ze skrętów, co stworzyło dość twardą nawierzchnię. Nagle nasz bohater przypomniał sobie coś ważnego i powiedział Cronosowi (magowi, który spał na górze rudy).
- Hej, przecież ten kopiec nie powinien być tu, tylko TAM! - wskazał na kratę wbitą w ziemię, pod którą było kupę wolnego miejsca.
- Sorry, ale byliśmy kompletnie najarani i wysypaliśmy ten kopiec tutaj! - odpowiedział trzeźwo mag.
Bezimienny spytał się najemnika o imieniu Butch, gdzie znajdzie Lee. Butch pamiętał go, i już miał dać mu kopa, gdy nadszedł Torlof. Ten ostatni pośliznął się na kamieniu, wpadł na Butcha i obaj poturlali się w stronę zbiornika wodnego, który spotkali na początku przygody Bezimiennego. Nasz bohater palnął się w czoło, a uczynił to tak głośno, że zbudził wszystkich ludzi w obozie (był dzień, ale jak łatwo się domyślić - wszyscy byli najarani). Odpuszczając sobie Lee, Bezimienny zajarał, a ostatnie co widział, to zielony dym Zewu Nocy.

Obudził się w bardzo dziwnym miejscu. Dopiero gdy doszedł do siebie zrozumiał, że jest w jakiejś jaskini. Podniósł się, ale że nogi mu się chwiały szybko wrócił na łóżko. Po chwili doszło do niego - że ostatnie co pamięta to zielony dymek. Położył się i już zasypiał, gdy nagle, przed jego oczami buchnęła jasność. Zacisnął powieki, bo wiedział, kto to przybył.
- Kurna! Muszę poduczyć się magii 146 kręgu! - powiedział Xardas.
- Ja cię mogę nauczyć! Nie, czekaj, nie teleport...
Było za późno - buchnęły kłęby czarnego dymu, Xardas się zakrztusił i upadł na podłogę. Nasz bohater, wkurzony zaczął deptać nekromantę.
- JEŚLI... JESZCZE... RAZ... POCZUJĘ... DYM... TO... CIĘ... ZABIJĘ!!!! - krzyczał w furii Bezimienny
I tak deptanemu Xardasowi coś wyleciało z kieszeni.
- Czy to jest... wielka PURCHAWKA?! - spytał się oszołomiony Bezimienny
Xardas bał się odezwać.
- Konfiskuję to - powiedział nasz bohater wskazując na purchawkę - to stąd te kłęby czarnego dymu!
I po raz pierwszy Xardas, zamiast wypuścić kłęby czarnego dymu, wywołał niebieski promień teleportu. Już się unosił, gdy nagle buchnęły kłęby szarego dymu.
- Nie, nie, nie!!! - krzyczał załamany Bezimienny
Ale nie nakrzyczał się zbyt długo, bo jak się okazało, jego krzyk wywołał lawinę. Zaczął szybko uciekać, ale nie zdążył - jeden z kamieni przycisnął go do podłoża. Już mdlał, gdy nagle sobie przypomniał:
- Zaraz, zaraz! Jest dopiero rozdział TRZECI, a ja ginę (mdleję) w rozdziale SZÓSTYM!
I wszystko się zatrzymało (włącznie z będącymi w powietrzu kamieniami). Nasz bohater wytarmosił się spod głazu i wyszedł z jaskini. Nie wiedział do końca gdzie jest, więc otworzył mapę, i jak się okazało znajdował się w Obozie Sekty (?). Nie bardzą wiedząc jednak, gdzie też umieszczono to grotęm zszedł z góry i zobaczył znajome dwa ciała i usłyszał również znajome krzyki spod ściętego kilofem drzewa. To jest nie do wiary! Żeby ciała dwóch najważniejszych "oficerów" sekty leżało od paru dni przed placem świątynnym! Bezimienny zszokowany był nie tyle smrodem padliny, co bezstronnością Sekciarzy. Ale gdy przyjrzał się bliżej ich ciałom zobaczył, że oddychają i... chrapią! Oni spali, a z gęb wydobywał się zapach dymu ze skrętów, okropny i mocny. Bezimienny wkurzył się trochę bardziej niż trochę, bo od początku myślał, że to dwa trupy.
- Chwila, moment! Czemu przestaliście oddychać?! - powiedział, patrząc w stronę leżącego Cor Kaloma i (nieżywego już) Y''beriona.
Teraz to wpadł w prawdziwą furię, zmieszaną z rozpaczą i załamaniem. Czy jemu odbiło, że dołączył się do Obozu Sekty?!
- Czego? - spytał się bulgoczącego Cor Kaloma. Wyglądało na to, że coś chciał powiedzieć.
- Fhsdkfhfsdfns FOCUS ksjfklsjf STONE''Y fjjkfjfsdfs POUKRYWANE fsjkfskjfhsf - wymamrotał Coruś Kalomik, po czym zdechł.
Nasz bohater nie bardzo skumał, o co też chodziło Kalomowi, więc, jak w każdej takiej sytuacji, przeszukał szefa. Znalazł mapę [na której były wypalone (skrętami, oczywiście) jakieś 5 miejsc] oraz wyszukał 6 teleportów (strannie ukrytych w zalatującej skrętami skarpecie). Użył najpierw pierwszej runy, i pojawił się w... Nowym Obozie u magów wody. Od razu podszedł do niego Saturas (szef szefów magów wody) i powiedział:
- Wiem, że to dziwne, że nie jestem najarany, ale słuchaj - masz odnaleźć pięć kamieni ogniskujących. Nie zadawaj pytań! - powiedział widząc, że Bezimienny otwiera usta, żeby coś powiedzieć
- D... - zaczął, ale Saturas znowu mu przerwał.
- Dlaczego? (kurde, inteligentny gość!) Dlatego, że należysz do obozu sekty, i zapewne palisz skręty, więc ci jedzie z mordy, a nie chcę mieć tu smrodu Zielonych Nowicjuszy... (inny mag coś podpowiedział szeptem Saturasowi) - Co? A, OK, powiem mu.
Po czym podszedł do Bezimiennego i rzekł zapewne to, co kazał mu owy mag:
- ... i Zewów Nocy!
Nasz bohater zdenerwował się na Saturasa, który teraz patrzył z obrzydzeniem na jego zbroję ze Ścierwojada. Dał mu z plaka w łeb, po czym użył drugiego teleportu. I znalazł się na jakiejś ścieżce z asfaltu (WOW!). Na końcu tej drogi stał zataczający się, a co za tym idzie - naćpany, człowiek w czerwonej szacie. Bezimienny podszedł bliżej i jak się okazało, ten człowiek nie był najarany, tylko walczył PIĘŚCIAMI z Trollem (!). Nasz bohater poznał w nim maga ognia, więc zdziwiony krzyknął w jego kierunku:
- Czemu nie używasz magii!
Mag odwrócił się w jego kierunku, po czym wywołał deszcz ognia, co spowodowało spalenie Trolla (i kilku drzew).
- Wibacz, ni pomyślełem ło tim - rzekł Mag (miał tylko 4 zęby, wyglądał na głupka, miał wysuniętą dolną szczekę o jakieś 20 cm.) i otrzepał sobie pyłek z rękawa.
- Jak ci na imię? - zapytał się Bezimienny
- Mje? Ja Milten, mag łognia, syn Jinnosa, władca... - rozkręcał się mag, gdy nasz bohater mu bezczelnie przerwał słowami "zamknij się!". Milten wyglądał na urażonego.
- Dobra, teraz ja mówię. Na imię mam Bezimienny, ale ten pajac co o mnie pisze nazywa mnie też "nasz bohater"... (CO?! JA PAJAC?!! TY @#$%^&*! JA CI ZARAZ DAM PAJACA! ZOBACZYMY!) Po tych słowach, na NASZEGO BOHATERA spadł wielki meteoryt.
- AŁA! - wrzasnął Bezimienny z bólu
- Przeproś mnie! - powiedziałem przez zęby
- Nigdy! - krzyknął, i spadł na niego kolejny, większy meteoryt.
- JAUUU! - jęknął Bezimienny
- Masz mnie natychmiast przeprosić, bo, jak widzisz, mam nad tobą nieograniczoną władzę! - wrzeszczałem na niego. W końcu powiedział to, co powinien.
- Przepraszam! - wyburczał, a po chwili meteoryty zniknęły, nasz bohater nic nie pamiętał, a tak samo z Miltenem.
- ... i mam odnaleźć teraz pięć Fokus Stołnów. - dokończył
- Mogem ci pomóc. Jeśli tyko chcesz! - poprawił się zaraz Milten, niechcący znów ukazując braki w jamie ustnej.
- Okej, gdzie znajdę tego Fokusa?
- Ło, tam przecie leży! - rzekł prawie-bezzębny mag, wskazując na małe wzniesienie.
- Dzięki! - odpowiedział mu Bezimienny, i kiedy już ruszał w drogę po Focus Stone''a, Milten go zatrzymał.
- Poczekaj na mje! Ja tysz ide z tobu! - wykaszlał
- Nie ma mowy! Nie zadaję się z wioskowymi głupkami! - zaśmiał się nasz bohater
- Ńje? No tu zobaczymi!
I teraz się dopiero zaczęła walka. Milten miotał kule ognia, a że nie dowidział, trafiał w drzewa, zamiast w naszego bohatera. Ten ostatni już w ciągu paru sekund znalazł się na szczycie góry. Wszedł do jakiejś jaskini, a tam leżałe najarane zombi. Jeden z nich podtrzymywał się stołka, ale wystarczyło go puknąć, żeby się przewrócił. I nareszcie, po tylu... godzinach szukania odnalazł drugiego Fokus Stołna (jeden znalazł w skarpecie Kaloma). I kiedy już podnosił rękę, nagle, ni stąt ni z owąd, zabrał mu ją sprzed nosa jakiś facet z nażelowanym łbem.
- Jestem Krzysztof Pibisz! Witamy w teleturnieju "Jarasz czy nie jarasz"! (oklaski, krzyki nie wiadomo skąd) Nasi gracze będą jarali Mroki Północy, mocne jak cholera! Kto wyjara więcej, wygra kamień ogniskujący! (znów oklaski i okrzyki) Zaczynamy więc! Najpierw pan! (tu wskazał na jakiegoś gościa z Nowego Obozu)
Najemnik wziął skręta, zapalił i zaciągnął się. Wyglądał, jakby doznawał największej przyjemności w jego życiu, ale nagle Mroczek wyleciał mu z rąk i zapalił buta prowadzącemu. Ten oczywiście od razu zgasił pożar (śliną) i zdyskfalifikował trzymającego się za szyję najemnika. Teraz podał narkotyk Bezimiennemu.
- No, to raz-dwa - pomyślał nasz bohater i zaciągnął się
Najpierw poczuł, jak dym wypełnia mu jamę ustną, a potem zaciągnął się jeszcze bardziej. Wypalił całego skręta i wyrzucił do kosza niedopałek. Nie czuł nic szczególnego. Wszyscy (tzn. prowadzący i duszący się najemnik) patrzyli na niego z niejakim respektem. A że stali oniemiali, nasz bohater już miał wziąć skręta, gdy do jaskini wszedł... Rydzyk z Guardianami (czyt. moherowymi beretami). Zaczął mówić:
- Palicie, co? Niewierzący chyba jesteście!
Tłum babć: Jeeeeeeee!!!
- Nie wolno tego jarać, nie wiecie o tym?
Tłum babć: Jeeeeeeee!!!
- Aha, okazuje się, że Polska wstąpiła jednak do Unii Europejskiej.
Tłum babć: Jeeeeeeee!!!
- (facet skumał idiotyzm) Chyba zaraz wpadnę w furię!!!
Tłum babć: Jeeeeeeee!!!
- CZY WAM COŚ ODBIŁO Z TYM "JEEEEEEE!"?!
Tłum babć: Jeeeeeeee!!!
Rydzyk tak się wkurzył, że zaczął dusić jednego z moherowych berecików. Reszta babć wyciągnęła zza sweterków Shotguny, i wszystkie celowały w Rydzyka.
- No, móje babciulki! Trza mu pokazać, gdzie raki zimuju! - powiedziała jedna z babć, nabardziej zalatująca gnojem i mająca najmniej zębów
- Tać prawda! Ło, mamy tu take cuś, i go zara jak Stalina rozwalim! - rzekłą druga, niemniej śmierdząca od pierwszej, ale za to bardziej spaśnięta.
I nagle wszystkie T-Guardiany wystrzeliły wprost w Rydzyka. Ten ostatni upadł na ziemię bez ręki, nogi, kawałka tułowia i głowy.
- Ale narobiliźwa! Świtna robóta! Chiba trza tu posprzuntać! - krzyknęła na cały głos trzecia babcia, śmierdząca moherem i mająca wszystkie zęby, ale za to tylko jeden z nich NIE był porośnięty glonami (Yo!). Ale wracając do naszego bohatera... zaraz, jakiego bohatera? Gdzie on się podział?! O, tam jest! Bezimienny wyszedł z jaskini kradnąc wszystkie zapasy skrętów. Teraz ruszył żwawo ku idealnemu miejscu do teleportu (czyt. jedynego niezadymionego miejsca w lesie). Wtem, z góry, tuż przed nim spadł Milten.
- CO TY WYPRAWIASZ?! - spytał się zduszonym okrzykiem Bezimienny
- Szłem se lasem, gdy nagle zza rogu wyskoczył na mje jakjiś łogrooomny smłok! - wykrzyczał Milten.
Bezimienny zauważył, że ma mniej zębów (2) niż ostatnio.
- Eee... a te... braki w jamie ustnej... rozumiesz o czym mówię? - spytał się maga, który patrzył tępo na niego, otworzył usta, z których wydobywała się ślina.
- Fuj! Wytrzyj tą ślinę! - nakazał Miltenowi nasz bohater
Mag jakby się ocknął - wyjął z rękawa chusteczkę, wytarł usta, schował chustę, wydobył z kieszeni grzebień i żel, uczesał się, postawił sobie grzywę i te wszystkie zabiegi spowodowały, że Milten swym wyglądem wzbudzał jeszcze większą litość niż zwykle. Naszemu bohaterowi z żalu ścisnęło się serce.
- Trzymaj - nasz bohater dał ulotkę Miltenowi - Zadzwoń tam, mają naprawdę świetne zabiegi plastyczne! Jedna wizyta kosztuje 1000 bryłek rudy i 100 skrętów. Ja wszystko zapłacę. - rzekł
- Dzinkuje ci! Jak mogę się odwdzięczyć? - spytał się mag
- Po prostu pójdź na ten zabieg! - po czym Bezimienny teleportował się do Sekty
Tam podleciał do niego jakiś nowicjusz i powiedział:
- Dzisiaj mamy święto!
- Zaraz, który dzisiaj... a tak, 1 czerwca, dzień dziecka? Dostajesz prezenty? - spytał się nasz bohater
- Eee... to też - zarumienił się - aledziśjestteżświętowulkanu - po czym klną pod nosem odszedł
Bezimienny nie bardzo wiedział o co mu chodzi, więc poszedł popatrzeć. Jak się okazało, na placu świątynnym stał wieeeeeeeelki wulkan zrobiony z tektury. Diego jechał na szczycie tego wulkanu, pomachał ręką i... obok niego pojawił się Xardas. Nasz bohater nie słyszał co mówił, ale widział, że buchnęły kłęby szarego dymu, a Diego spadł na głowę, co skończyło się natychmiastową śmiercią.
Członkowie Sekty popatrzyli na kolejnego (trzeciego z kolei) trupa, po czym wzięli ciało Diega na ręce i wrzucili na bagna.
- No! To samo zróbcie z Kalomem i Y''berionem! - nakazał nowicjuszom Baal Jaraan.
Oczywiście, ślepo wypełniając zachcianki Guru to uczynili. Teraz przynajmniej węże błotne miały pożywienie. Bezimienny przypomniał sobie o ważnej rzeczy - ma znaleźć kamienie ogniskujące! Już miał się teleportować, gdy zauważył błysk w kieszeni jednego z nowicjuszy. Wyjął swój wierny, krótki, zardzewiały i pordzewiony miecz, po czym zadźgał owego sługę Śniącego. Jak się okazało, zwinął (nie wiadomo skąd) wszystkie kamienie ogniskujące. Teleportował się do Starego Obozu i zobaczył maga stojącego przed bramą i studiującego księgi.
- Ach, witaj, mój stary przyjacielu! - krzyknął rozpromieniony mag
- Czy my się aby znamy? - zapytał się zdziwiony Bezimienny
- Jestem Milten! - odpowiedział
TO jest Milten?! Ten zabieg zmienił go nie do poznania! Zamiast 2 zębów, 20 cm szczena dolna w przód, suchej twarzy i tępego wyrazu oczu, teraz stał przed nim człowiek NORMALNY, z normalną szczęką, wszystkimi zębami i o mądrym i inteligentnym wejrzeniu.
- Och! Chyba żartujesz! - wydusił z siebie nasz bohater
Doprawdy, nigdy nie myślał, co może z człowieka zrobić prosta operacja!
- Wiem, że jesteś zszokowany, ale słuchaj - Gomez tak się spasł, że swym dupskiem rozgniótł wszystkich magów ognia. Tylko ja ocalałem, bo byłem w tym czasie na operacji plastycznej i... zaraz... ty też to słyszysz?
Bezimienny wsłuchał się i rzeczywiście coś warczało. I to coraz wyraźniej. Wtem zza rogu wyjechał autobus szkolny z nowicjuszami w środku. Mieli oni plecaki, worki z halówkami i byli normalnie ubrani. Wyglądało to (gładko mówiąc) trochę dziwnie, a kierowcą był nikt inny, jak sam Lester, jedyny "odstrzelony" w łachy sługi Śniącego. Przejechali obok nich, a wszyscy "uczniowie" machali rękami.
- Eee... to sen? - spytał się oniemiały Bezimienny
- Nie, ale słuchaj - bo teraz strażnicy tak się wkurzyli przez tą stratę, że atakują każdego kto się ruszy.
I rzeczywiście po chwili wybiegł zza bramy strażnik z nożem kuchennym w ręce. Milten rzucił mu w głowę kamieniem - śmierć bezbolesna i prosta. Bezimienny teleportował się do Nowego obozu.

Rozdział 4: U demona i Xardasa

Saturas zlecił mu odnalezienia trzynastego maga - Xardasa i jego 125 najmocniejszych na świecie skrętów. Z jego znalezieniem nie było problemu, bo pewnego razu, kiedy buchnęły kłęby czarnego dymu, Xardasowi wyleciał teleport. Bezimienny użył go i znalazł się w jakiejś wieży. Podleciał do niego demon i zaczął mówić:
- Mmmmmmmmmmm...
- Co? Mówisz do mnie telepatią?
- Mmmmmmmmmmm...
- Wpuścisz mnie do Xardasa, jeśli dam ci 2 skręty?
- Mmmmmmmmmmm...
- Okej, trzymaj!
- Mmmmmmmmmmm...
- Co? Nie takie? A jakie?
- Mmmmmmmmmmm...
- MROKI PÓŁNOCY?! ODBIŁO CI? NAJARASZ SIĘ I MI NIE DASZ RUNY!
- Mmmmmmmmmmm...
- Ech... skoro tak, to trzymaj!
- Mmmmmmmmmmm...!
I demon dał naszemu bohaterowi teleport. Bezimienny użył go i znalazł się w górnej częśc wieży, całej w kłębach czarnego dymu.
- Khy, khy... Xardas! Musisz tu trochę przewietrzyć! - wydusił z siebie
- TO TY?! TO NAPRAWDĘ TY?! NIE UWIERZĘ! - krzyczał nekromanta
- Uwierz! Przyszedłem się zapytać o Uriziela.
- Kiedyś miałem inną wieżę, ale moje zombiaki tak się raz najarały, że mi tą wieżę zatopiły! - powiedział zdziwiony Xardas
- A gdzie ta wieża? - spytał się nasz bohater
- Wyjrzyj przez okno - poradził mu Xardas
I Bezimienny wyjrzał przez okno, a to co tam zobaczył, było lekko mówiąc dziwne. Widział 8 wież, a każdej z nich pilnowało 20 Lordów Hagenów (najaranych, a jakże). I naszemu bohaterowi coś się przypomniało.
- Słuchaj, bo Saturas mówił, że mam też odnaleźć jakieś twoje 125 najmocniejszych na świecie skrętów.
- Och, skąd on się o tym dowiedział! - szepnął rozwścieczony Xardas. Buchnęły kłęby szarego dymu i Xardasowi wyleciała paczka z napisem "moje 125 najmocniejszych na świecie skrętów". Bezimienny zmierzył nekromantę wkurzonym wzrokiem. Xardas walnął pięścią w podłogę i wyjął zwitek pergaminu. Była to mapa, a na niej zaznaczone (czarnym dymem) jakieś miejsce. Nasz bohater poklepał Xardasa po głowie i rzucił mu kość. Ten tak zawzięcie wziął się za jedzenie i gryzienie kości, że nawet nie zauważył, jak Bezimienny okrada jego wieżę. Nasz bohater poszedł we wskazane miejsce. Tam stał 1 Lord Hagen (19 leżało i spało). Hagen spytał się Bezimiennego o pozwolenie, a kiedy ten mu odpowiedział, iż dostał je od samego Xardasa, jedyny nienajarany strażnik upadł i zasłabł. Teraz już nic mu nie mogło przeszkodzić w wejściu do zatopionego budynku. Przepłynął przez wejście i zobaczył w oddali skrzynię. Podpłynął do niej i znalazł: 99999 skrętów, starożytną zbroję z chrząszcza i głowę Lorda Andre. GŁOWĘ LORDA ANDRE??!!! Nasz bohater z obrzydzeniem patrzył na ten kawałek ciała, po czym go wziął i rozwalił Urizielem. Z głowy wyleciał klucz. Pasował on do kolejnej skrzyni, w której znalazł runę "teleport do komnaty głów LORDÓW ANDRE". Jakoś nie miał ochoty na wypróbowanie jej, więc zostawił na później. Teraz jednak teleportował się do Xardasa. Jak się okazało, nekromanta cały czas obrabiał kość. Bezimienny podszedł i pogłaskał go po głowie. Potem przez bite pół godziny strząsał z ręki wszy, łupież i inne paskudztwa. I nagle, kiedy kichnął (z powodu smrodu dymu) przewrócił się na Xardasa. Ten ostatni zaczął warczeć i szczekać Smile. Rzucił się z pazurami (????!!!!!) na naszego bohatera, który w ostatnim momencie użył najgorszej runy, jaka tylko mu się mogła przytrafić - teleport do komnaty głów Lordów Andre. Jak się okazało, był to dłuuuuuugi korytarz z półkami po bokach, a na nich leżały... głowy. Głowy Lordów Andre. Bezimienny z obrzydzeniem popatrzył na te organy ludzkie i tak go zemdliło, że przypadkowo nacisnął przycisk "teleport" na runie "do Nowego Obozu". Znalazł się u magów. Uciekł z obozu, bo zamierzał trochę pozwiedzać kolonię. Wszedł na jakąś wieżę, a tam wiedział walkę między strażnikami najaranymi (obóz sekty) z szamanem orków. Ten ostatni nic sobie z nich nie robił, bo nie zadawli jego stalowej wręcz skórze żadnych obrażeń. Wkurzał go jednak wyraźnie sam fakt, że jakieś ludziki okładały go mieczami. Szaman krzyknął, zamachnął się i jednym ciosem zwalił całą brygadę z góry. Już nie wrócili. Bezimienny spytał się go:
- Kim jesteś?
- Ja być Ur-shak, przyjaciel Kurshanakka. Ja wypędzony przez mój brat i brat!
- Wypędzony? A zresztą, daj sobie spokój, bo chcę przejść tę grę! Gdzie jest ten wasz cały "Śniący"?
- W nasz obóz być świątynie, w której być Shabannuk!
- Fajnie - skończył rozmowę Bezimienny
Poszedł do Nowego Obozu. Saturas coś mówił o kopalni, że Gomez chce przejąć wszystkie skręty w owym miejscu pracy, i że ma się zgłosić do jakiegoś tam Gorna. Nasz bohater został przez Riordiana wypchnięty do jakiegoś wejścia, przy którym stało paru najemników. Jeden z nich (największy paker o ciemnej karnacji ryja) przemówił do Bezimiennego:
- Idziemy Wolną Kopalnię przejąć, która i tak nasza jest!
- Chyba nie uważałeś na polskim, co panie "mięśniak"? - spytał się drwiąco nasz bohater Gorna.
Paker się zarumienił.
- Eee... nie twoja sprawa... Idziesz czy nie?
- Idę, idę! - rzekł z zapałem nasz bohater
- No to już! Oj, zapomniał byłbym - Wilk zobaczyć z tobą chce się.
- WILK?! - spytał się oszołomiony Bezimienny
- No, o takim imieniu najemnik. A ty myślałeś co? Że do jedzenia taki?
- Nieważne. Okej, gdzie go znajdę?
- W Obozie Nowym.
- Ale mi podpowiedziałeś.
- Znajdziesz go przy wejściu do chaty jednej. Na poziomie górnym znajduje się ona!
- Dzięki, poszukam.
I nasz bohater chodził po Nowym Obozie i szukał. Każdego kto się nawinął pytał o tego "Wilka", nawet Butcha, który do niego powiedział:
- TO TY!!! TERAZ CIĘ ZABIJĘ! - i wyjąwszy miecz zaczął gonić z nim naszego bohatera. Ten ostatni wpadł na pomysł - wskoczył w jedną z chat, a kiedy najemnik chciał wejść też, Bezimienny z całej siły kopnął go w kałdun. Butch wydał jęk, upadł i poturlał się w stronę zbiornika z wodą, tego, co zawsze. Nasz bohater wyszedł z ukrycia i zobaczył jakiegoś NIENAJRANEGO najemnika. Był to Wilk.
- Cześć! Jestem Bezimienny. A ty? - zadał pytanie nasz bohater
- O, nowa twarz! Jestem Wilk, ale mówią na mnie "skręt". Mam pomysł co do zrobienia nowej zbroi!
- Jaki to pomysł?
- Przynieś mi 5 kamieni ogniskujących, 1 Baal Cadara, 1 Gomeza, 2 Y''berionów, 5 Dieg, 12 Skipów, 8 łopat i 20 Xardasów!
- A gdzie ja ci znajdę te przedmioty! - powiedział z politowaniem Bezimienny
- W Wolnej Kopalni. No, leć już! - i po tych słowach Wilk kopnął z całej siły naszego bohatera w dupsko. Bezimienny leciał i podziwiał wspaniałe widoki z góry, ale że miał Semprona 500 MHz, nie mógł ustawić max. widoku, dlatego nie widział całej kolonii. I kiedy już mu się robiło przyjemnie, wiatr przewiewał mu uszy i osmaloną dymem ze skrętów (i czarnym Xardasa) twarz, usypiał, ale nagle wpadł na coś twardego - był to topór Gorna. Właściciel natomiast leżał na wznak przed wejściem, a z jego ust toczyła się piana.
- Co ci się stało?! - spytał się przerażony Bezimienny
- Ja... ja... CHACHACHA!!! Ale się nabrałeś!!! - śmiał się Gorn
Nasz bohater chciał mu dać kopa, ale się powstrzymał.
- Zachowujesz się jak dziecko! - nie wytrzymał Bezimienny
- O... - Gorn się zarumienił - wcale nie!
- Jak nie, jak tak!
- Nie!
- Który dzisiaj jest? - spytał się nasz bohater najemnika
- 1 czerwca.
- Nie powinieneś być w szkole? Przecież wakacje się zaczynają dwudziestego trzeciego!
- Yyy... nie... ekhem... znaczy... nie! - plątał się czerwony jak burak Gorn
- WAGARY! - wykrzyczał Bezimienny
I nagle od strony kopalni przyszedł jakiś facet w garniturze i rzekł do najemnika:
- Pan Gorn! Znowu wagary! Chyba nie chcesz, żebym wzywał do szkoły twoją matkę? Dostajesz naganę i jutro chcę cię widzieć na lekcjach! Jasne?
- T-tak, panie dyrektorze! - odpowiedział przerażony Gorn.
Bezimienny patrzył na te zdarzenie najpierw ze zdziwieniem, potem chichotał, aż w końcu leżał na ziemii dusząc się ze śmiechu (padaczka). Najemnik spojrzał na niego bezradnie.
- To jest pan Mistrz Corristo, uczy wychowania mieczowego.
- Do której klasy chodzisz? - spytał się Gorna nasz bohater
- Do 3 podstawówki! - powiedział z dumą najemnik
- Uuu... A ile ty masz lat?
- 9! - odpowiedział Gorn
Bezimienny już się chciał zapytać, gdzie się znajduje jego szkoła, gdy najemnik mu powiedział:
- Idziesz do tej kopalni sprać parę pysków?
- Tak, ale mógłbyś mnie nauczyć lepiej walczyć?
- O, tak! Pamiętaj zasadę "daj w mordę, a jak się rusza to popraw", a wszystkich będziesz zabijał.
- Nie zrozumiałeś mnie - zaawansowane techniki walki.
- Tak? Ok. Słuchaj uważnie - "daj w mordę, a jak się rusza to popraw i dobij".
- A jeszcze bardziej zaawansowane?
- "Daj w mordę, a jak się rusza to popraw, dobij i odetnij łeb"
- Który mam już poziom walki?
- 8.
- nauczysz mnie 9.?
- Tak. "Daj w mordę, a jak się rusza to popraw, dobij, odetnij łeb i wrzuć ciało do wody".
- Eee... dzięki! - skończył konwersację Bezimienny
I ruszyli do Wolnej Kopalni, a nasz bohater myślał cały czas - gdzie ja znajdę dla Wilka 5 kamieni ogniskujących, 1 Baal Cadara, 1 Gomeza, 2 Y''berionów, 5 Dieg, 12 Skipów, 8 łopat i 20 Xardasów?! Pewnie w kopalni. Szli i szli, aż wreszcie doszli do obrzyganego wejścia, do którego przypięto bombę atomową. Timer wskazywał, że atomówka wybuchnie za 5 minut. Bezimienny spanikował:
- Dawaj, wzywaj saperów, terrorystów czy co tam się wzywa, żeby to rozbroić!
- Spoko, stary. Widziałem na takim filmie, jak pewien facio pociągnął za żółty kabel i wszystko wyleciało w powietrze!
- Ale tu nie ma żółtego kabla!
- Och... - powiedział zawiedziony Gorn
Nasz bohater zacisnął powieki i pociągnął za zielony kabel. Kobiecy głos obwieścił:
- Gratulacje, wygrałeś roczną prenumeratę pisma "Przyjaciółka"!
Bezimienny odetchnął z ulgą. Rozejrzał się, ale nigdzie nie widział Gorna. Dopiero po chwili usłyszał krzyki i jęki dochodzące z kopalni. Wszedł do środka i pierwszym wrażeniem był fetor dolatujący z głębi. Ruszył dalej i to co zobaczył, nie było dziwne: Gorn trzymał za czuprynę strażnika i z całej siły okładał go pięściami. Drugi stał za najemnikiem i próbował przebić jego potężne plecy mieczem. Niestety, z marnym skutkiem, ponieważ na jego mięśniach wszystkie bronie się łamały. Nagle z góry skoczył owłosiony dziad w sweterku z kilofem, i byłby go zabił, gdyby nie wyczuł obecności skrętów na dole, gdzież zaraz skoczył. I leciał, i leciał, i leciał... i spadł. I się zabił. Ten wcześniejszy przystojniak (rozdział 2) to na pewno jego brat był. Wracając do naszych ludzików - Gorn rozwalił czaszkę temu, którego trzymał, a udusił niedoszłego zabójcę. Bezimienny odciągnął najemnika cały czas znęcającego się nad zwłokami i ruszyli w głąb kopalni. Tam to dopiero cuchnęło! Skręty, siuśki, g...kupy, pot, rzygi, a wszystko to zmieszane z odorem spleśniałego gnoju (mniam!). I kiedy tak wąchali ten dziwny zapach, z góry zleciało: 5 kamieni ogniskujących, 1 Baal Cadar, 1 Gomez (wstrząs ziemii), 2 Y''berionów, 5 Dieg, 12 Skipów, 8 łopat i 20 Xardasów. Bezimienny szybko schował to do kieszeni (!), bo Gorn patrzył pożądliwie na "towar". Najemnik cały czas próbował ukraść naszemu bohaterowi Gomeza, ale Bezimienny wiedział, że jak mu nie da tego zwinąć, to będzie miał ex-zbroję. Nawet nie zauważyli, jak strażnicy z obozu przestarzałego otoczyli ich celując w nich kuszami i łukami. W tej sytuacji nasi bohaterowie mieli tylko jedno wyjście - wyciągnęli skręty i zapalili. Nastała ciemność.

Bezimenny obudził się w jakiejś kamiennej komnacie. Przed nim stało paru strażników i jeden magnat. Jeśli dobrze zrozumiał, to ludzie Gomeza zwracali się do niego "Arto". Można więc przyjąć, że to jego imię. Nasz bohater kaszlnął, oni się odwrócili i zobaczyli go siedzącego. Szybko wyjęli łopaty i już mieli po kolei walnąć go w głowę, gdy nagle w wyłamanych już drzwiach ukazał się Gorn z Urizielem w rękach. Najemnik podszedł do nich spokojnie, po czym, również spokojnie, łapał za głowę każdego z nich i trzaskał mieczem głowy. Do sali, w której się znajdowali weszło około 100000 strażników i z 5x więcej cieni. Bezimienny się trochę przestraszył i z tego powodu wyskoczył przez okno. Pobiegł jak oparzony do Nowego Obozu, a za nim ruszyło kilkaset ludzi Gomeza. Cudem dotarł do New Camp''a. Najemnicy od razu rozgromili tych pajaców z Obozu Przestarzałego. Nasz bohater poszedł do Wilka i oddał mu wszystkie rzeczy, które były mu potrzebne do stworzenia zbroi. Owy najemnik wziął młotek, zabił wszystkie "obiekty" i połączył w jedną stalową rurę. Potem nagrzał ją w kuźni, wykuł na kowadle, a farbą dokończył dzieła. Zbroja wyglądała nader interesująco. Wilk nazwał ją "zbroją z pancerzy pełzacza", bo tak było w solucji do gry. Bezimienny ją założył i poczuł się, jakby mu ktoś założył na ciało kilkaset złączonych ścierwojadów. Strasznie twarda była ta zbroja. Co jakiś czas odzywał się jej kawałek. Raz nawet rzekł wyraźny głos Gomez "jestem głodny!". Teraz jednak poszedł do Saturasa by zdać mu raport.
- Dobrze, dobrze. Zdałeś ten raport na piątkę. - powiedział po pytaniach Saturas
Bezimienny nie bardzo wiedział o co chodzi, więc poszedł z powrotem do kopalni, bo zostawił tam skręta. Wszedł do środka i zobaczył, jak strażników rozgramia ork. Po walce (50 sekund - lepszy od Gołoty!) ork podszedł do naszego bohatera i powiedział:
- Ja rozgromić ludź w czerwona zbroja. Ja bardzo chory. Ty pomóc mi? Ja ci zrobić wtedy Ulumulu!
- Eee... co to jest to "ULUMULU"? - spytał się zszokowany Bezimienny nie tyle nazwą tego... czegoś, co tym, że poznał kolejnego orka gadającego po ludzku.
- Ulumulu? Obcy głupi jak but! Ulumulu to być arfetakt (chodzi o artefakt). Obcy nosić, brat i brat mój nie atakować obcy, bo obcy mieć arfetakt, który ja obcy móc zrobić, jeśli obcy przynieść mi lekarstwo.
- LEKARSTWO?! - wydusił z siebie coraz bardziej zdziwiony nasz bohater
- Tak, lekarstwo. Obcy przynieść, ja pomóc obcy.
- Zaraz... Ale po co mi twoja POMOC?
- Bo obcy chcieć zabić Krush-nag, a...
- Stop! - przerwał mu Bezimienny - co to jest "Krusznak"?!
- To być demon i demon i demon! Sekty ludzie myśleć, że to bóstwo być, ale to demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i demon i jeszcze raz demon! Obcy nie spać!
- Co, jak, gdzie, kiedy? - spytał się nasz bohater nie bardzo wiedząc, co się dzieje.
- Ulumulu, przynieść lekarstwo, tu, teraz! - odpowiedział ork na pytania Bezimiennego
- Dobra! Spoko! Idę już. A gdzie ty je zgubiłeś?
- Ur-kshak nie wiedzieć! Ta kop-szanińja mieć...
- Co to?
- Co?
- Kop-szanińja!
- Obcy wkurzać Ur-kshak! Ja mówić mam normalnie?
- Tak! - odrzekł z nadzieją nasz bohater
- Dobrze, ja powiedzieć normalnie.
I zaczął pięknym, czystym głosem:
- Nie wiem dokładnie, gdzie też zapodziałem to lekarstwo, ale teraz mi jest potrzebne! Naprawdę, bo strasznie mnie boli głowa. Poszukasz mi?
Potem wyburczał:
- Obcy rozumieć teraz! Obcy szukać!
Bezimienny patrzył z niedowierzaniem na tego wielkoluda. Obejrzał go od góry do dołu i... coś zobaczył.
- Orku! Masz lekarstwo w ręku!
- Ooo... ja się teraz napić!
Po czym gigant wypił jednym haustem całe lekarstwo.
- Jak ja się odwdzięczyć obcy? Ja tyle szukać! - powiedział ork
- Zrób mi to "Ulumulu".
- Dobra, ale obcy musieć przynieść mi: Kushnakk, Rabnakk, Ornakk i Fornakk!
- Eee... możesz przetłumaczyć?
- Ech... - westchnął ork, po czym powiedział znowu tym swoim pięknym głosem:
- Przynieś mi, proszę, róg cieniostwóra, kieł błotnego węża, skórę trolla i język ognistego jaszczura. OBCY ROZUMIEĆ?! - wyburczał na koniec
- Tak, tak! Już lecę.
I kiedy był przy wyjściu, nagle zleciał z góry cieniostwór (zabił się), błotny wąż (zabił się), troll (zabił się) i ognisty jaszczur (zabił się). Teraz Bezimienny uradowany tym zbiegem okoliczności poodłączał dane części ciała od "właścicieli". Zaniósł je do szamana, a ten zrobił mu jakiś cuchnący młot. Bezimienny ruszył do obozu orków.

Rozdział 5: Gdzie ten kaleka Śniący?!

Bezimenny wszedł do obozu orków, a tam od razu zobaczył paru zataczających się "mieszkańców" owej wioski. Zapytał się jednego z nich, gdzie jest świątynia. Tamten powiedział coś po orkowemu (Kushtarrak) i wskazał na ogromny namiot. Nasz bohater poszedł do niego i okazało się, że owa "świątynia" jest zamknięta. Zobaczył posążek na jakiejś kolumnie (paru orków się do niego modliło) w kształcie skręta (zalatującego, jak nietrudno się domyślić, skrętami). Użył czaru piwokineza, który sprawił, że wystrzelił strumień piwa i zwalił posążek na głowę jednego z modlących się orków. Ten ostatni nie wiedząc coś się dzieje wyjął broń i zaczął siekać swoich braci. Nasz bohater korzystając z ogólnego zamieszania wziął posążek i otworzył namiot. Wszedł do niego i spotkał... Xaradasa.
- Szybciej, Cor Kalom ze swymi nowicjuszami przywołali Śniącego! Spiesz się! - krzyczał machają rękami
- Mój Xardasie, czy ty naprawdę jesteś taki... taki... nienormalny? Jeszcze nie zdobyłem Uriziela!
- A mnie to nie obchodzi? Co to w ogóle jest?
- Ja chyba oszaleję... Xardasie!!! Przecież sam mi mówiłeś, że to miecz, którym walczył któryś z bogów! - wywrzeszczał Bezimienny również wymachują rękami
- Och... no tak! Wiedziałem o tym. Znajdź go więc! - odrzekł Xardas i buchnęły kłęby szarego dymu (ziewnięcie) i nekromanta się zawiesił. Nasz bohater poszedł dalej i zobaczył parę stworków w lśniących zbrojach. Byli to orkowi szamani.
- Witaj, obcy! Damy ci pięć mieczy koniecznych do pokonania Śniącego, jeśli odpowiesz na pytanie!
- CO? A, dobra. Zadawaj swe pytanie.
- Gnojarz miał 8 owiec. Wszystkie oprócz 5 zdechło. Ile miał owiec?
- 5.
- SKĄD WIEDZIAŁEŚ?! - spytał się inny ork, patrząc na naszego bohatera z niedowierzaniem
- Nieważne, ale dzięki wam nie muszę was zabijać.
- Dobra. Skoro dobrze odpowiedziałeś masz tu nasze pięć mieczy i Uriziela.
Po czym jeden z szamanów wręczył Bezimiennemu paczkę w kształcie skręta. Nasz bohater rozwinął ją i wyjął pięć szamańskich mieczy i Uriziela. Poszedł więc dalej i po paru(set) walkach zobaczył kolejnego szamana. Nie chciało mu się z nim gadać, więc od razu zaczął go kosić mieczem. Nic to nie dawało, oprócz donośnego chrzęstu. Ork zaczął jakieś czary tworzyć, ale Bezimienny już teleportował się do nekromanty. Xardas od razu zaczął mówić:
- Masz tu zwój z czarem, poproś Miltena o przeczytanie i wbij w Uriziela w kopiec rudy w Nowym Obozie. A teraz idź już!
Nasz bohater trochę oszołomiony teleportował się do Nowego Obozu i usłyszał jakieś odgłosy spod kraty z rudą.
- To ja Milten! Chodź szybciej, czekam już około 6 godzin na ciebie!
- Okej, idę już. - rzekł coraz bardziej zszokowany przebiegiem wydarzeń Bezimienny
Magowie wody mieli dziś jakieś święto, toteż wszyscy byli najarani. Nawet nie zauważyli, jak nasz bohater wszedł w komnatę prowadzącą do kopca rudy. Po chwili był już przy nim, wręczył Miltenowi zwój z czarem. Wbił miecz w kopiec rudy, mag odczytał słowa, moc popłynęła do miecza i... naszego bohatera wywaliło w górę (zatrzymał się na kracie).
- Co się stało? - spytał zdziwiony
- Co ty masz w ręku?!
Bezimienny nie bardzo wiedząc o co chozi facetowi, spojrzał w dłoń, a tam... zamiast Uriziela trzymał krótki, zardzewiały miecz.
- Ech, no cóż... zaczniemy jeszcze raz. - oznajmił Milten
Tak więc nasz bohater upewniwszy się co do trzymanego w dłoni obiektu wbił Uriziela w rudę, mag odczytał słowa, i cały miecz zaczął płonąć zielonym ogniem cuchnącym skrętami i moc kopca przeszła na miecz Bezimiennego.
- Hura! Hura! wreszcie mam jakiś niezły miecz! - krzyczał podniecony nasz bohater
Milten też się cieszył, a swymi krzykami ocucił z zasłabienia magów, którzy teraz stali nad kratą i wskazywali na nich palcami. Bezimienny szybko teleportował się do nekromanty, poszedł do obozu orków i zabił owego szamana.

Rozdział 6: Ostateczne starcie z kaleką Śniącym

Bezimienny wszedł w jakieś drzwi a tam... Cor Kalom, cały czas wyglądający jak trup (zombie), obudził wraz z jakimiś nowicjuszami Śniącego. Widok ludzi z sekty otrząsnął naszego bohatera z zamyślenia i dał do zrozumienia, że jest atakowany przez 100 apokalipstycznych strażników i 1000 najemników (?). Jednym ciosem Uriziela zabił wszystkich. Podszedł do Cor kaloma, dał mu kopa w mordę i dobił Urizielem. Nowicjusze, nie mając swego pana, zaczęli w panice wpadać na siebie i się zabijać. Po chwili wszyscy leżeli martwi, a Bezimienny włożył wszystkie szamańskie miecze w serca Śniącego. Ten ostatni stał na jakimś podeście, a teraz spadł z niego i wleciał w bramę, która go wessała. Nasz bohater zadowolony swym powodzeniem zajarał. Nagle ni stąd ni z owąd zaczął mieć omamy w postaci lecących na niego zlewozmywaków. Chcąc je porozwalać zaczął przypadkowo walić w ściany. Siła jego uderzeniem była tak wielka, iż spowodował zawalenie się całego namiotu. Został przygnieciony i zemdlał... Tak oto kończy się pierwsza historyjka o Gothicu.
CIĄG DALSZY NIEWĄTPLIWIE NASTĄPI...
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 20:09, 11 Kwi 2009    Temat postu:

Heh takie samo jest na jeja.pl wymyślałem dosc dlugo, myśle że się wam spodoba Wink
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:10, 17 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic: Górnicza Rolnicza Dolina
Pewnego pięknego dnia Diego postanowił wybrać się do magnata Gomeza z przeprosinami za wczorajsze balowanie w Dolinie.
-Diego ty oszołomie nigdy ci tego nie wybaczę! -Gomez
-A właśnie po to przyszedłem. -Diego
-No to... -Gomez.
-Co? -Diego
Po chwili Diego dostał kopniaka w brzuch.A następnie zobaczył że jest nad wodospadem.
-Dlaczego trzymają mnie strażnicy Blizna?
-Spokojnie Gomez zaraz da ci kopniaka i po kłopocie. -Blizna
Gomez rozpędził się bardzo szybko i gdy miał już dotknąć Diega, Diego się odsunął.
-Blizna zabierz tych Strażników! -Diego
-Dobra. Dzięki za pozbycie się Gomeza. -Blizna
-Co to ma znaczyć!!!??? -Gomez
Krzyczał oburzony Gomez.
-Zdrada. -Blizna
-A więc Diego co chcesz w zamian? -Blizna
-Zostać królem Górniczej Rolniczej Doliny. -Diego
Po chwili Diego spadał już do wodospadu.
-O boże gdzie ja jestem? -Diego
-Witaj w obozie Sekty synu. -Guru
-Tata? -Diego
-Zostaw mnie ty Rolniku! -Guru
Guru zadał mocnego kopa Diego. Po chwili Diego był zjadany przez Zombie.
Tymczasem na polu Rolników(Nowego Obozu):
-Greg jak się pracuje? -Rolnik
-Normalnie... -Greg
Wieczorem:
-Chyba pójdę nad rzekę. -Greg
-Greg co robisz? -Daron
-Oglądam rzekę. -Greg
-GIŃ! -Golem
-AAA! AA! -Greg i Daron.
Po chwili Greg i Daron zostali zabici przez 1 golema z ich 10.000 ...
Rano:
-Alarm!!! -Ryżowy Książę
-Co się dzieje? -Rot
-Uciekać Uciekać! -Rolnik
Rolnik przewrócił Rota i Rot zemdlał...
Po czym znalazł się w niebie.
KONIEC.
Wykonał: DragonRed
Wszystkie prawa zastrzeżone.
JEŚLI CHCESZ ZROBIĆ O TYM FILMIK PISZ NA PW.
JEŚLI CHCESZ ZROBIĆ PRZERÓBKĘ TO RÓB.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DragonRed dnia Sob 14:52, 18 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:40, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic: Zaginiona Dolina.
Nowy Obóz miejsce dla zbirów i opryszków.
Lecz mieszka tu też 1 dobry człowiek... O imieniu Samuel.
Samuel jest stróżem prawa w Nowym Obozie dlatego też nie ma wielu przyjaciół.
Jego najlepszym przyjacielem jest Wolfgan.
Pewnego słonecznego dnia Samuel i Wolfgan wybrali się na łowy.
-Jesteś pewien Wolfgan że tu są wilki? -Samuel
-No pewnie. -Wolfgan
-To dlaczego tu żadnego nie widać? -Samuel
-Spokojnie zaraz wyjdą. -Wolfgan
-Szukacie czegoś? -Greg
-Kim jesteś? -Samuel
-Ja jestem Greg a wy to Samuel i Wolfgan. -Greg
-Tak. Skąd wiedziałeś? -Wolfgan
-Nie ważne. Chodźcie do mojej chaty. -Greg
Po kilku minutach byli już w chacie Grega.
-A więc mam dla was 5 mięs z wilków. -Greg
-W jaki sposób tyle tego nazbierałeś? -Samuel
-Poszedłem do Sekciarzy po mapę. -Greg
-Też musimy kupić mapę. -Wolfgan
-To dobrze się składa bo ja jutro idę do Sekciarzy. -Greg
-Dobranoc. -Samuel,Wolfgan
-Dobranoc. -Greg
Jutro.
-Gdzie ja jestem? -Samuel
-Musiałem was zdradzić chłopaki przepraszam. -Greg
-Ty gnido! Trzymaj się Samuel wyjdziemy z tego. -Wolfgan
-A więc spadajcie! -Xardas
Xardas wytworzył biały dym po którym Wolfgan i Samuel spadli ze skały.
Po południu.
-O boże moja głowa. -Wolfgan
-Wstawaj przyjacielu. -Samuel
-Co się stało? -Wolfgan
-Nie ważne. Ważne jest to że żyjemy. -Samuel
-Co tam spada? -Wolfgan
-O boże to głowa Grega! -Samuel
Głowa Grega płynęła wodą aż do Sekciarzy na bagna.
-Samuel gdzie my jesteśmy? -Wolfgan
-Jesteśmy w środku bitwy pomiędzy 3 obozami.
-Co!? Uciekamy już! -Wolfgan
Wolfgan i Samuel uciekli po chwili pola bitwy.
-Dobrze że uciekliśmy. -Samuel
-Masz racje. Tylko co my teraz zrobimy? -Wolfgan
-Mam pomysł. Dostaniemy się do naszego obozu. -Samuel
-Jak chcesz się tam dostać? Przecie i tak obozy zniszczone. -Wolfgan
-Chociaż zobaczymy. -Samuel
W Nowym Obozie.
Wolfgan i Samuel stoją przed Nowym Obozem zobaczycie co się stanie w...
NASTĘPNYM ODCINKU!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:04, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic: Zaginiona Dolina Odc.2
W poprzednim odcinku widzieliśmy jak nasi bohaterowie stali przy nowym obozie.
-O mój boże. -Samuel
-Czy to cały nasz dom? -Wolgan
-To jeszcze nie nasz dom. Dom jest w środku. -Samuel
Cały nowy obóz został rozwalony.
-Spodziewałem się tego. -Wolfgan
-Nie marudź może jeszcze nasz dom przetrwał. -Samuel
-No to włazimy. -Wolfgan
Wolfgan i Samuel wspinali się po murach i kamieniach żeby dojść do ich domu.
-Co tu się stało? -Samuel
-Woda zalała wszystko. -Wolfgan
-Nasza tama w końcu się rozwali. -Samuel
-Mam pomysł. Ja pójdę poszukać ludzi a ty wzmacniaj tamę. -Wolfgan
-Dobry pomysł. Idź szukać. -Samuel
Po 2 godzinach w końcu Wolfgan wrócił.
-Mam tylko 4. -Wolfgan
-Bynajmniej tyle. -Samuel
-Dobra ludzie musicie zabezpieczyć tamę! -Wolfgan
-Dlaczego? -Robociarz 1
-No właśnie! -Robociarz 2,3,4
-Macie do wyboru: Albo się utopić albo żyć. -Samuel
-Ja chcę żyć. -Robociarz 1,2,3,4
-No to do pracy! -Wolfgan
Po ciężkiej pracy Wolfgan zagonił ludzi do Starego Obozu.
Stary Obóz.
-Wolfgan jesteś pewien że tu ich będziemy trzymać? -Samuel
-Tak. Tu jest najbezpieczniej. -Wolfgan
-Dobra. Zamknijcie bramy Robotnicy. -Samuel
-Samuel! Samuel! -Gorn
-Gorn co ty tu robisz? -Samuel
-Nie czas na wyjaśnienia! Wpuście mnie! -Gorn
Po wpuszczeniu Gorna i obgadaniu wszystkiego Gorn powiedział:
-Tak więc wygrzebałem się z gruzów i słyszałem jak tama pęka. -Gorn
-Co!? Tama pęka!? -Samuel
-Wolfgan zaprowadź robotników do zamku! -Gorn
-Jak chcesz. -Wolfgan
Jak wszyscy zostali przeniesieni do zamku zalało cały świat.
Jedynie nieliczne osoby jak: Gorn,Wolfgan,Samuel,Robotnicy zostali żywi i zbudowali tratwy na których pływali po świecie.
-Hej! Gorn! To ja Lewus! -Lewus
-To Lewus! niech tu wpłynie. -Gorn
-Dobrze. Może ma jakieś jedzenie. -Samuel
-Ale zapasy się nie skończyły. -Wolfgan
-Ale jedzenia nigdy za wiele. Bo picia mamy dużo. -Samuel
Po przywitaniu się z Lewusem wszyscy poszli do sali obgadać czy go przyjmą.
Czy przyjmą Lewusa? O tym dowiecie się w...
NASTĘPNYM ODCINKU.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:25, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic: Zaginiona Dolina Odc.3
W poprzednim odcinku Lewus doszedł do naszej grupy.
-No więc nie wiem czy go przyjąć. -Samuel
-Samuel zgódź się. Jak chcesz możesz nawet go wysłać na zwiad. -Gorn
-Na zwiad może iść każdy. -Samuel
-Właśnie. Nawet niedoświadczony wojownik może iść na zwiad. -Wolfgan
-No ale może się przydać w walce. -Gorn
-A co on umie? -Wolfgan
-Dobrze celuje. I średnio włada mieczem. -Gorn
-No nie wiem... -Samuel
-Dobra jak przejdzie test. -Wolfgan
-Co jaki test? -Samuel
-Jeszcze nie wiem. Jakiś wymyśle. -Wolfgan
-No i co ty na to Gorn? -Samuel
-Jak tylko w taki sposób się da go wziąć... Tak. -Gorn
Jutro po południu.
-Gorn staw się z Lewusem przy bramie do morza. -Wolfgan
Parę minut później.
-Dobra co chcesz? -Gorn
-Nie musi przechodzić żadnego testu pod 1 warunkiem. -Wolfgan
-Jakim? -Gorn
-Niech mi załatwi 120 sztuk złota. -Wolfgan
-Poco ci tyle? -Lewus
-Bez pytań. I nie obchodzi mnie jak je znajdziesz. -Wolfgan
-Jak chcesz. Zgadzam się. -Lewus
-Masz mi je przynieść do komnaty magów. -Wolfgan
-Co!? Kie-Kiedy? -Lewus
-Jak już je będziesz miał. -Wolfgan
Za tydzień w komnacie magów.
-Wolfgan! Wolfgan! Gdzie jesteś? -Lewus
-Tutaj na górze. -Wolfgan
-Proszę oto 120 sztuk złota. -Lewus
-Dziękuje. A teraz idź stąd. -Wolfgan
-Uwaga! Uwaga! Wszyscy mamy się stawić u Samuela. -Gorn
U Samuela.
-Dobra słuchajcie mnie uważnie. -Samuel
-Słuchamy. -Wolfgan,Gorn,Lewus
-Wolfgan od dzisiaj nosi imię Czarny Wąż. -Samuel
-W końcu jakieś porządne. -Czarny Wąż
-Lewus nosi imię Kobra. -Samuel
-I to się nazywa super! -Kobra
-Gorn będzie się nazywał Grzechotnik. -Samuel
-W końcu coś związane z moją siłą. -Grzechotnik
-A ja będę się nazywał Pyton. -Pyton
-A ja mam pomysł. -Kobra
-Jaki? -Pyton
-Założymy klan węży. -Kobra
-Właściwie chodziło mi tylko o imiona ale dobra. -Pyton
Czy klan węża poradzi sobie z innymi przeszkodami? tego dowiecie się w...
NASTĘPNYM ODCINKU.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:48, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic: Zaginiona Dolina Odc.4
W poprzednim odcinku założyliśmy klan węża.
-Pyton! Pyton! -Robotnik 3
-Co się dzieje Robotniku? -Pyton
-Robotnik 1,2,4 biją się w kopalni. -Robotnik 1
W kopalni.
-Nie widzę ty żadnego robotnika. -Pyton
-I dobrze! Ha ha ha! -Robotnik 1
Robotnik zamknął bramę do kopalni i Pyton został tam uwięziony.
-Grzechotniku! Grzechotniku! -Robotnik 2
-Nie zawracaj mi głowy. -Grzechotnik
-Ależ nie zawracam! -Robotnik 2
Robotnik uderzył kilofem Grzechotnika po czym wrzucił do kopalni.
-Kobro! Kobro! -Robotnik 3
-Co chcesz? -Robotnik 3
-Pokaż mi jak strzelać z łuku. -Robotnik 3
-Mam sam pokazać czy dać ci łuk? -Kobra
-Sam. -Robotnik 3
W tym czasie jak Kobra mierzył to Robotnik 3 uderzył go z pałki.
-Czarny Wężu! Czarny Wężu! -Robotnik 4
Lecz Czarnego Węża nie było.
Czarny Wąż przyłożył łuk do głowy Robotnika 4.
-Poddaj się! -Czarny Wąż.
W tym samym czasie przez bramę o morza wpłynął statek.
A na nim Strażnicy i Paladyni.
-Stójcie! Przysłał nas Pyton. -Lord Hagen
-Pyton!? Jak on to zrobił? -Czarny Wąż
-Napisał list. - Lord Hagen
Tymczasem Robotnik podniósł siekierę i uderzył w Czarnego Węża.
-Paladyni unieszkodliwić wroga! -Lord Hagen
Paladyni wpadli na front i pozabijali Robotników.
Na szczęście uwolnili też Pytona,Kobrę,Grzechotnika.
Dwa dni później w Khorinis Gorn,Lewus,Wolfgan,Samuel zostali paladynami.
KONIEC.
Fabuła: DragonRed
Postacie: Lewus -Lewus, Gorn-Gorn, Wolfgan-Lares, Samuel-Bezimienny.
Postacie wymyślone przez: DragonRed
Robotnicy: FaceHelper
Wszystko wykonane dzięki pomocy: ...
Wydawca: Gothic opowiadania.
WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE.
JEŻELI CHCESZ ZROBIĆ O TYM FILMIK ZAPYTAJ SIĘ NA PW.
KTO CHCE ROBIĆ PRZERÓBKI NIECH PISZE NA PW.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DragonRed dnia Sob 14:51, 18 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:03, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic:Orkowie bronią swej ziemi. Odc1
Dawno temu w koloni mieszkały 2 rasy. Ludzie i Orkowie.
Toczyli między sobą wielką walkę.
Pewnego dnia zwiadowcy znieśli raport dowódcy że nadchodzą ludzie.
-Panie! Ludzie chcą nas powybijać! -Zwiadowca
-Przygotować się Wojownicy! -Dowódca
-My też mamy walczyć panie? -Zwiadowca
-Tak. Dołącz do tyłu. -Dowódca
Za pół minuty przyszli ludzie. Dowódca oddziałów ludzi nazywał się... Chwilę chwilę on nie miał imienia. Nazwijmy go Bezimienny.
-Ludzie macie chrapkę na Orka!? -Bezimienny
-Jasne! -Ludzie
-Do broni! Walka! -Bezimienny
W tym momencie ludzie zaczęli walczyć z orkami.
Zostało 3 orków i Dowódca i 3 ludzi i Bezimienny.
-Na dowódcę! -Bezimienny
Ludzie zaatakowali dowódcę w mgnieniu oka.
1 wojownik zaatakował i trafił Dowódcę w brzuch.
Po czym dowódca zadał mocny cios wojownikowi.
2 wojownik zaatakował i trafił Dowódcę w ramię.
Po czym dowódca odciął głowę wojownikowi.
3 wojownik zaatakował i trafił Dowódcę w szyje.
Dowódca odwrócił się i zadał cios w głowę wojownikowi.
-Wycofaj swoich ludzi Dowódco! -Bezimienny
-A co chcesz solo? Arrgh. -Dowódca
-Tak. -Bezimienny
Dowódca wycofał swoich ludzi po czym patrzył się przeciwnikowi w oczy.
Bezimienny zaatakował Dowódcę w głowę po czym dowódca obronił się swym toporem.
Bezimienny chciał zaatakować jeszcze raz ale Dowódca zadał mu mocny cios w ramię i zginął.
Bezimienny podniósł się z trudem i uciekł.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:58, 20 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic:Orkowie bronią swej ziemi. Odc2
Historie skończyłem na tym jak Bezimienny uszedł z życiem... Prawie.
W Starym Obozie:
-Bezimienny o ty tu robisz!? I to jeszcze bez ręki. -Strażnik
-To długa historia. A teraz daj mi lekarza! -Bezimienny
-Dobra. Chodź ze mną. -Strażnik
Strażnik podprowadził Bezimiennego pod budynek lekarza i powiedział:
-Masz oto 25 sztuk złota. -Strażnik
-Poco mi one? -Bezimienny
-Bez nich tu nie wejdziesz. -Strażnik
-Dobra. Oddam ci. -Bezimienny
Po dłuugim leczeniu bezimiennego:
-Gomezie. Przynoszę 1 dobrą i 1 złą wiadomość. -Bezimienny
-Zacznij od złej. -Gomez
-Zła jest taka że polegliśmy na froncie. -Bezimienny
-Niech to! Dobrze. Mów dobrą. -Gomez
-To że chociaż ja żyję. -Bezimienny
-Giń gnido! -Gomez
Gomez zabił bezimiennego po czym zrzucił go ze skał do rzeki.
-O boże moja głowa. -Bezimienny
-Nic ci nie jest? -Fald
-Kim jesteś i co ja tu robię? -Bezimienny
-Ja jestem Fald a ty to? -Fald
-Nie wiem. Mów po prostu bezimienny. -Bezimienny
-Dobra. A mogę skrócić bezi? -Fald
-Jak chcesz. -Bezi
CIĄG DALSZY NASTĄPI...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:07, 25 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic: Historia Zabójcy. Cz.1
Kolonia miejsce w którym są najgroźniejsi z najgroźniejszych.
Pewnego słonecznego dnia.
-Hej Walt. -Diego
-Cześć Diego. Co u ciebie? -Walt
-Nic. Jutro idę do nowego obozu. -Diego
-Znowu? Co ty tam robisz? -Walt
-Tam są najlepsze skóry zwierząt! -Diego
-Aha zapomniałem. Przecież ty to myśliwy. -Walt
-Chodź ze mną do takiego jednego miejsca. -Diego
-Spoko. Gdzie? -Walt
-Do nowego obozu. Będzie fajnie. -Diego
-O nie! Ja po ostatnim tam... -Walt
Na drugi dzień.
-A jednak idziesz. -Diego
-Bo mnie uderzyłeś. -Walt
-Cicho. Walt Disney. He he. -Diego
-Diego Gonzales! He he! -Walt
Diego i Walt doszli pod bramy NO.
-Stój! Ach Diego... Ty wejdź. -Scaty
-On idzie ze mną. -Diego
-50 Sztuk złota. Bo ciebie znam a jego nie. -Scaty
-Dam ci najwyżej 3 skóry. -Diego
-A ty myślisz że ja za 3 skóry wilka polecę? -Scaty
-Ha! Nie chodzi mi o skóry wilka ale Trolla. -Diego
-Hmm... No dobra właźcie. -Scaty
-Poszło łatwo. Ale ze skórami Trolla żartowałeś? -Walt
-... -Diego
-O nie! Znowu mi się szaleniec trafił! -Walt
Po długiej nocy Walt obudził się na dziwnym klifie za murem.
Były tam 4 Trolle.
-O boże moja głowa. -Walt
-Cicho. Poluje na Trolle. -Diego
Diego 1 Trollowi strzelił w Oczy po czym zmarł.
2 Trollowi strzelił w mózg po czym Troll padł.
3 Trollowi strzelił w serce po czym Troll zginął.
4 Trollowi strzelił w rękę po czym mu odpadła i padł.
-Już je załatwiłeś!? Tak szybko!? -Walt
-Hej! To nie ja pisze scenariusz! -Diego
-O boże! Ze scenariuszami. -Walt
-Jak ci coś nie pasuje to pogadaj z DragonRed. -Diego
-Dobra dobra. Idź zdzieraj skóry. -Walt
Diego zdarł skóry po czym wrócili przed bramę do NO.
-Stój! Diego gdzie są moje skóry!? -Scaty
-Proszę oto 1. -Diego
-Dzięki. Ale miały być 3. -Scaty
-Więcej nie zdobyłem... -Diego
-A więc dzięki za te 1. -Scaty
Po chwili przed bramami SO.
-O! Diego. Masz kolegę? -Strażnik
-Cicho. Idź Walt. -Diego
-I to jeszcze Walta Disneya! Ha ha! -Strażnik2.
C.D.N


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
DragonRed




Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:29, 25 Kwi 2009    Temat postu:

Gothic: Historia Zabójcy Cz.2
-Hej nie nazywaj mnie tak! -Walt
-Cicho siedź! -Strażnik
-Walt idź do innej bramy. -Diego
-Jak chcesz. Załatw ich. -Walt
Przy 2 bramie.
-Hej wpuścisz mnie? -Walt
-400 sztuk złota. -Yrol
-Dlaczego!? -Walt
-500 sztuk złota. -Yrol
-Hej! Nie powiększaj ceny! -Walt
-600 sztuk złota. -Yrol
-Dobra zaraz dostaniesz w 4 litery. -Walt
-700 sztuk złota. -Yrol
-O nie! -Walt
-800 sztuk złota. -Yrol
-Wal się! -Walt
-900 sztuk złota. -Yrol
O nie już nie wytrzymam. -Walt
-1000 sztuk złota. -Yrol
-Giń plugawa bestio! -Walt
-Na ból głowy etopiryna człowieku. Idź do Goździkowej. -Yrol
-Jezus Maria gorszy od Thorusa. -Walt
Przed bramą u Diega.
-No i macie za naśmiewanie się z mojego kolegi. -Diego
Po długim wieczorze Diego i Walt położyli się spać.
Rano.
-O boże moja głowa. -Walt
-Hej co robisz? -Diego
-Boli mnie... Gdzie my jesteśmy? -Walt
-Jesteśmy gwardią Republiki nie pamiętasz? -Diego
-Że co!? -Walt
-Wyrzuć dwóch pierwszych z Republiki! -Grives
-Rozkaz Rozkaz. -Droid
-Uważaj Droid idzie masz miecz świetlny. -Diego
-Hej! Nawet... Mi to pasuje. Rozwalimy ich. -Walt
-Sprytnie ale wszystko słyszałem. -Droid
alt przeciął Droida mieczem świetlnym po czym wyskoczył z wozu i powiedział że jest Chuck Norris.
Wszyscy myśleli że to prawda i zaczęli uciekać.
W końcu Walt się obudził.
-Hej Diego. Śniło mi się że byłem rycerzem Jedai. -Walt
-No to masz przerąbane! -Diego
-Co się stało się!? -Walt
Diego pokazał Waltowi cały obóz rozwalony a w brzuchu strażnika zabawka miecz świetlny.
KONIEC.
Wykonanie: DragonRed
Wystąpili: Grives - Grives , Diego - Diego , Walt - Bezimienny , Droid - Najemnik.
WSZYSTKO ZABRONIONE!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DragonRed dnia Nie 14:39, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wszystko dotyczące gothica Strona Główna -> GOTHIC Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin